Kierowca ma w zasięgu wzroku wszystkie przełączniki. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że deska rozdzielcza jest nimi przeładowana, jednak po chwili łatwo zauważyć, iż są one logicznie pogrupowane. Bardzo czytelny jest też ekran umieszczony w środkowej części deski rozdzielczej.
Siedząc w kabinie Astry GTC próbowałem znaleźć coś co nie do końca mi się podoba. Jedyne zastrzeżenia budził podłokietnik zlokalizowany między przednimi fotelami, który w trakcie jazdy zbyt łatwo się przesuwał do przodu lub do tyłu. Druga rzecz, to długość włącznika kierunkowskazów i wycieraczek, według mnie mogłyby one być minimalnie dłuższe.
Po chwili wdrapałem się na tylną kanapę. Przestrzeń nad głową nie zachwycała, ale to pewnie dlatego, że mam 193 cm wzrostu. Miejsca na nogi miałem wystarczająco, ale pod warunkiem, że przede mną nie siedziałby nikt o wzroście powyżej 175 cm. Nie wyobrażałem sobie też trzech dorosłych osób podróżujących na tylnej kanapie Astry GTC. Z drugiej strony od razu pomyślałem, że przecież nikt nie kupi Astry GTC po to, by wozić nią na wakacje żonę, dwójkę dzieci i psa.
Na koniec spojrzałem jeszcze raz na 165-konnego Opla, który pięknie komponował się z awionetkami Aeroklubu Podhalańskiego i górzystym krajobrazem. Sylwetka auta wciąż mnie zachwycała. Pomyślałem, że to idealny samochód dla aktywnego singla, jednak moja teoria szybko runęła. W żaden sposób nie byłem w stanie sobie wyobrazić Astry GTC np. z rowerami, deską windsurfingową czy tzw. „skibobem” na dachu.
Po trzech dniach spędzonych w górach udałem się w podróż powrotną do Warszawy. Ja i 165 KM znowu świetnie się rozumieliśmy. Wynik spalania w cyklu pozamiejskim nie przekroczył 7,5 l. Przez kolejne dwa dni pojeździłem jeszcze po stolicy „zniszczonej” budowami drugiej linii metra.
W trakcie całego testu przejechałem około 1.000 km. Przyznam, że bardzo dynamiczny i zarazem oszczędny 165-konny turbo diesel, dobrze zestrojone zawieszenie, nowoczesne wnętrze i charakterystyczny wygląd Astry GTC sprawiają, iż tego auta nie da się nie lubić.
Komentarze




